„Podłość”, Olga Mildyn, W.A.B.

I właśnie od kryminału zaczynamy. Ten gatunek nigdy nie jest moim pierwszym wyborem, ale sięgam po niego, gdy potrzebuję odetchnąć od literatury z tzw. wyższej półki. Kryminał jak mało który gatunek uważnie śledzi zmieniające się nastroje społeczne, wietrząc zmianę już wtedy, gdy jeszcze nie widać jej na horyzoncie. „Podłość” Olgi Mildyn tymczasem wnikliwie opisuje polską rzeczywistość: mentalną biedę i brak perspektyw małych miejscowości, umęczenie i uwikłanie w system powiązań lokalnej policji, niespełnione ambicje ambitnych jednostek, a w tym wszystkim małe tragedie ludzkie, spowodowane zawiścią, chciwością czy bezradnością.

Ale wszystko zaczyna się od jednej tragedii: tragicznego wypadku na polskiej drodze, w którym ginie ojciec i trójka dzieci. Nie wiadomo, czy było to samobójstwo, zwykła nieuważność w czasie jazdy, czy może zawiodło auto. Sprawa nabiera rozgłosu, gdy okazuje się, że w tym samym czasie w łóżku znaleziona zostaje martwa matka i żona – piąty element tej rodzinnej tragedii. Co tu się mogło wydarzyć? Policyjna notatka służbowa, drogowy raport, staje się medialnym newsem. Postanawia się nim zająć pewna zawsze szukająca sprawiedliwości ambitna dziennikarka. I choć jej, podobnie jak miejscowym policjantom, zależy na poznaniu prawdy, to i ona okaże się ofiarą tej tragedii.

„Podłość” to z jednej strony to wciągająca opowieść kryminalna, która koncentruje się bardziej na „dlaczego”, niż „kto”. Z drugiej to frapująca diagnoza społeczna, w której okazuje się, że tymi, którzy przekazują newsy i fake newsy w rozpędzonej machinie medialnej, kierują różne, nigdy szlachetne, pobudki. To też opowieść – z racji tego, że autorka jest dziennikarką telewizyjną – o odpowiedzialności mediów i o rosnącej potrzebie nie tylko weryfikacji każdej informacji, z jaką się stykają zarówno dziennikarze, jak i czytelnicy, ale także o coraz większej odpowiedzialności za samą treść, jaką media przekazują. Zwłaszcza dziś, gdy niemal każda informacji polaryzuje, a podkolorowana – potrafi zniszczyć ludziom życie.
 

Podłość Olga Mildyn
 

„Przechodząc przez próg, zagwiżdżę”, Wiktoria Bieżuńska, wydawnictwo Cyranka

Ta niewielka książeczka (125 stron) jest prawdziwą bombą z opóźnionym zapłonem. Po lekturze jeszcze rozgrzewa się w człowieku, co jakiś czas eksplodując wspomnieniem bolesnej sceny. Czytanie jej jest też trochę jak oglądanie albumu rodzinnego z lat 80. czy 90. Zdjęcia mocno już wyblakły, ale wciąż rozpoznajemy siebie w sukienkach komunijnych z koronki czy rzeczywistości okresu transformacji politycznej, mentalnej i każdej innej. Narratorką tej powieści została ośmioletnia dziewczynka. Oglądany jej oczami świat pełen jest zaniedbanych blokowisk, zbyt ciasnych mieszkań, dorosłych zajętych swoimi sprawami, traktującymi dziecko, jak kolejny mebel, jak kłopot, jak wyrzut. W rodzinie dziewczynki matka wychowuje za pomocą krzyku i bicia, ojciec pojawia się i znika, a ona widzi go w stanach wskazujących na lekkie lub mocne spożycie. W tym świecie inne kobiety nie wspierają, łatwo można stać się osiedlowym pośmiewiskiem, a każdy dorosły to potencjalne zagrożenie. To opowieść o tym, jak się tresuje dzieci do wypierania się siebie, swoich uczuć, myśli i prawa głosu i jak dzieciństwo zaczyna przypominać nóż wbity w gardło, który zostaje z człowiekiem na całe życie. Mocna to lektura, do bólu prawdziwa. Czekam na coś większego Wiktorii Bieżuńskiej, dziękując za tę nowelkę.
 

Przechodząc przez próg zagwiżdżę
 

„Upamiętnienie”, Bryan Washington, wydawnictwo Cyranka, przełożył Maciej Świerkocki

Trochę oszukany to debiut, bo Bryan Washington, gwiazda jasno świecąca od kilku lat na literackim firmamencie Stanów Zjednoczonych, najpierw wydał zbiór opowiadań pt. „Lot” (wydawnictwo planuje premierę w 2023 roku), a dopiero potem swoją pierwszą, debiutancką powieść – „Upamiętnienie”. I jest to debiut wspaniały.

Benson i Mike mieszkają od kilku lat razem, choć jeszcze żaden z nich nie poznał rodziców tego drugiego. Kiedy Mike dostaje dwie wiadomości: jego ojciec jest umierający, a jego matka przylatuje z Japonii na kilka tygodni, by spędzić z nim wakacje – można uznać to za spore zamieszanie. A gdy dzień przed przylotem matki Mike oznajmia swojemu partnerowi, że sam jednak wylatuje do Japonii, by pobyć z ojcem przed śmiercią, to w życiu Bensona dokona się za chwilę życiowa rewolucja. I choć w centrum tej książki jest historia związku tych dwóch chłopaków (jeden jest czarny, drugi jest Azjatą, czyli w podzielonej Ameryce obaj są częścią mocno wykluczonych społeczności), to z każdą stroną opowieść zaczyna meandrować w stronę historii ich rodzin, ich relacji.

„Upamiętnienie” to opowieść o tym, jak bardzo trudne dzieciństwo i nieprzepracowane relacje z najbliższymi wpływają na nas dorosłych i na nasze związki – do tego opowiedziana zostaje z perspektywy relacji nieheteronormatywnej. Ale to też historia o dorosłości, o braniu na siebie odpowiedzialności, o stawaniu się na nowo dorosłym dzieckiem rodzica, o odrzuceniu i wybaczaniu, o synowskiej powinności; o odnajdywaniu siebie na nowo w związku i w zaistniałej życiowej sytuacji. No bo jak żyć, jak się kochać i budować związek, gdy umiera ci ojciec? Ta powieść zostaje z czytelnikiem na długo.
 

Upamiętnienie Washington książka
 

„Pasterze smoków. Rodzice kontra świat”, Karolina Lewestam, wydawnictwo Czarne

W moim zestawieniu nie mogło zabraknąć pozycji eseistycznej, a ten zbiór autorstwa znakomitej autorki tekstów publikowanych m.in. w miesięczniku „Pismo. Magazyn opinii” i „Dzienniku Gazecie Prawnej”, po prostu musi mieć każdy rodzic.

Lewestam niektórym z czytelników znana jest już jako autorka pięknej książki dla dzieci „Mała księżniczka” – tytuł nieprzypadkowy – w której podejmuje filozoficzny dialog ze znanym wszystkim „Małym księciem” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. I daje jasny sygnał: nie tylko chłopcy przeżywają przygody, nie tylko ich świat jest ciekawy. Dziewczynki też chcą poznawać, odkrywać, miewać niebezpieczne zajścia i zderzać się z różnymi postawami, które wpłyną na ich rozwój.

W „Pasterzach smoków” autorka decyduje się poruszyć wątki, odpowiedzieć na pytania i zastanowić nad dylematami, o których wiele rodziców (zwłaszcza matek) myśli, ale często wstydzi się zapytać czy powiedzieć na głos. Jak fundamentalne pytanie: Jak można w ogóle zdecydować się na dziecko? Czy można podjąć taką decyzję racjonalnie, na chłodno, biorąc pod uwagę za i przeciw? Potem jest tylko lepiej, bo wraz pojawieniem się pięknego brzuszka, który rzadko wygląda tak uroczo jak u Angeliny Jolie (tak, tak, filozofki i filozofowie też zaglądają na plotkarskie portale i śledzą losy celebrytów) matka trafia w ogień spojrzeń, krytycznych uwag, zaczyna być „pilnowana” przez społeczne oko wielkiego brata. Czy dużo przytyła, czy na pewno karmi piersią, jak to nie schudła po porodzie w dwa tygodnie i gdzie ta czapeczka?! Tego jest w tym zbiorze więcej.

Poruszył mnie bardzo wątek wychowywania chłopców; o tym jak nie wpajać im od małego toksycznych wzorców męskości, ale wychowywać przede wszystkim w poczuciu bezpieczeństwa emocjonalnego. Jest tu i o rodzicielskich lękach, o dziecięcej literaturze i jej niezwykłej mocy emancypacji, o pladze smartfonów i kryzysie wieku średniego w rodzicielstwie. Czytajcie Lewestam, zwłaszcza że w 2023 roku zaskoczy ona czytelników zupełnie inną literaturą.
 

Pasterze smoków Lewestam
 

„Czarna ręka, zsiadłe mleko”, Katarzyna Szaulińska, wydawnictwo Filtry

Znowu, trochę naciągany to debiut, bo autorka ma za sobą już tomik poetycki, komiks o depresji („Czarne fale”), monodram „Córcia” i książkę poetycką „Druga osoba”. Ratuje mnie tu granica prozy, gdyż „Czarna ręka, zsiadłe mleko” to debiut prozatorski. Ale jaki jest to debiut!

Od tych historii nie można się oderwać, są jak ze złego snu, zbudowane z fantazji zmęczonego umysłu i bolesnego uderzenia o chodnik brutalnej rzeczywistości. Oto mamy chłopca, który – tak się składa – urodził się z czarną ręką. Cała reszta jest biała, polska, katolicka, a tu proszę, czarna ręka. Jak ją schować, co z nią zrobić? Czy się jej wstydzić, udawać, że jej nie ma? A może dowiedzieć się skąd się wzięła?

Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie to oczywiście szukanie odpowiedzi na pytanie o własną tożsamość, o to, kim jesteśmy dla siebie, dla innych, wobec świata, to podejmowanie niewygodnych decyzji i dokonywanie nieoczywistych wyborów. Albo młoda matka, wraca z malutkim dzieckiem ze szpitala. Tylko jest taki problem: nie widzi własnego dziecka. Co zrobić z poporodową traumą, z szokiem po zmianie życiowego statusu? I czy pójście do kobiecego fight clubu okaże się lekiem na ten problem?

Jest też historia o kobiecie, która urodziła księżyc i o mężczyźnie, któremu penis zakwitł jak kwiat. Każdy z bohaterów i bohaterek Szaulińskiej ma problem. Pytanie tylko, jak sobie z nim poradzi i czy musi. Bo każdy kłopot jest jak klucz do drzwi. Od nas zależy, czy chcemy przez nie przejść, czy udawać, że ich nie ma. Podoba mi się, jak subtelnie przenikają się w tych historiach postacie, jak ładnie autorka wprowadza też tu swoje alter ego. Piękna lektura.
 

Czarna ręka zsiadłe mleko

 


Zainteresował cię temat? Sprawdź nasze pozostałe podsumowania:


„Zaklinanie węży w gorące wieczory”, Małgorzata Żarów, wydawnictwo Czarne

Po pierwsze trigger alert: to książka dla czytelników pełnoletnich, zawiera opisy scen erotycznych. Po drugie: co to za jazda bez trzymanki! Dawno nie czytałam książki, która jest gotowym materiałem na odważny film. Mam wrażenie, że autorka dokładnie wie, jak opisać scenę, jak ustawić bohaterów, żeby ułatwić pracę operatorowi. Zresztą w jednej z kulminacyjnych scen stosunek seksualny opisany jest niemal dokładnie z perspektywy kamery.  Ale zanim zdradzę za dużo, kilka słów wprowadzenia.

Mamy upalny poranek, kiedy gdzieś na osiedlu na obrzeżach Warszawy niedaleko lotniska Okęcie pojawia się młoda dziewczyna: w butach na absurdalnie wysokim obcasie, w sukni ślubnej, z butelką wina w ręku i rozmazanym makijażem, wygląda na obłąkaną. Skąd uciekła? Dokąd zmierza? I co robiła poprzedniej nocy? Nie znamy jej imienia, tylko pseudonim, jakiego używa na potrzeby występów przed kamerką. Bo Violet Love wybrała pracę, która polega na wizualnym zadowalaniu mężczyzn. Wydaje się jedynie transmiterem cudzych potrzeb, pragnień i wyobrażeń, sama nie wiedząc, co da jej satysfakcję. Tymczasem w Warszawie wydarza się coś, co zaczyna przybierać znamiona katastrofy, końca świata. Miasto coraz bardziej pogrąża się w gryzącym dymie, a Violet, próbując dotrzeć do domu, spotyka coraz ciekawsze osoby na swojej drodze. Trudno się od tej lektury oderwać, polecam na zimowe, ciemne wieczory.
 

Zaklinanie węży w gorące wieczory
 

„Akty desperacji”, Megan Nolan, wydawnictwo Filtry, przekład Aga Zano

To lektura dla masochistycznych młodych kobiet, bo pewnie one po nią sięgną. Zabrzmiało źle, ale wiele się nie mylę. Megan Nolan kreśli opowieść o młodej dziewczynie, która wychodząc z domu rodzinnego zaczyna robić wszystko to, co dobrze wychowana dziewczynka z katolickiej irlandzkiej rodziny robić nie powinna. Co prawda, nie była to szczęśliwa rodzina, nie był to ciepły dom, ale jednak jakieś zasady powinny ją obowiązywać. Bohaterka wszystkie je łamie. Pije, sypia z kim akurat wyląduje w łóżku, jej współlokatorki nie mogą na niej polegać, w dodatku, kiedy wszystkie przyjaciółki przechodzą już fazę nieustannego imprezowania i zaczynają wchodzić w związki, naszej studentce wciąż mało. Ale ta spirala dopiero się rozkręca. Na jej drodze staje chłopak-ideał, Cioran, jak się okazuje, emocjonalny sadysta. Domyślacie się ciągu dalszego?

„Akty desperacji” to opowieść o toksycznej relacji, ale też o pogrążaniu się w ciemnej brudnej wodzie nienawiści do siebie, niewiedzy o sobie, szukaniu odpowiedzi na pytanie: kim jestem, jaka naprawdę jestem, czy jestem brudna, zła i zepsuta? Ta brawurowa powieść przypomina jednej z esejów w książce Emilie Pine pt. „O tym się nie mówi”, w którym autorka opisuje swoje nastoletnie doświadczenia w barach, klubach, z alkoholem i przygodnym seksem. Te desperackie próby odnalezienia się w świecie dorosłych i szukania akceptacji, ale też tożsamości, nigdy nie kończą się bez szwanku. Ale czasem może to najważniejsza lekcja, jaką na swój temat odrobimy. Polecam.
 

Akty desperacji
 

„Chińczycy trzymają nas mocno”, Sylwia Czubkowska, Znak.

W corocznym rankingu nie mogło zabraknąć reportażu. A ten autorstwa uznanej i wielokrotnie nagradzanej dziennikarki zajmującej się ekonomią i technologiami Sylwii Czubkowskiej, to prawdziwy reporterski materiał śledczy. I to o największym przyczajonym smoku współczesnego świata. Uwaga, trudno po tej książce się nie bać, choć autorka już na wstępie zastrzega, że zamiast straszyć chce zbudować w świadomości czytelnika i czytelniczki refleksję na temat tego, jakie mechanizmy rządzą rzeczywistością, w której obracamy się głównie jako konsumenci i jak te mechanizmy się zmieniają.

„(…) często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to Chiny stoją za pewnymi trendami, zjawiskami, a nawet politycznymi decyzjami” – pisze w rozdziale zatytułowanym znacząco „TikTok, krecik i panda, czyli jak się tworzy chinese dream”.

Bo to, że TikTok powstał w Chinach to państwo wiecie? Chiny za pomocą pieniędzy, wpływów, tzw. soft power są dziś wszędzie: sponsorują festiwale filmowe w Europie, budują technologię sprzyjającą dezinformacji; trollowania uczyli się od najlepszych rosyjskich fachurów, a ich technologiczny sprzęt potrzebny do monitoringu i inwigilacji rozchodzi się jak ciepłe bułeczki, bo Chiny oferują za niego bardzo niską cenę.

Dla przykładu w 2021 roku rząd Nigerii kupił od nich właśnie narzędzia przeznaczone do ograniczenia wolności w internecie. Jak pisze Czubkowska, Chiny konsekwentnie poszerzają obszar swoich wpływów, na Australii i Nowej Zelandii testując rozwiązania technologiczne, które za chwilę zaprezentują na zachodzie Europy, z koleje modele handlowe wypracowane w Afryce już są proponowane Ameryce Południowej. Wizja zależności od jednego giganta wydaje się dość przerażająca, ale przecież to już się dzieje.

Książka Czubkowskiej daje do myślenia, ale jest też dzwonkiem alarmowym dla nas, czytelników (w końcu to my podejmujemy takie, a nie inne wybory konsumenckie), ale przede wszystkim dla przedsiębiorców, inwestorów i polityków, którzy nie powinni patrzeć na szybki zysk, ale bardziej perspektywicznie, na to, co nasze dzisiejsze decyzje mogą oznaczać jutro. Dobra lektura na 2023 rok.
 

Chińczycy trzymają nas mocno
 

„Kot w Tokio”, Nick Bradley, wydawnictwo Znak, przekład Maria Makuch

Oniryczna podróż po mieście pełnym sprzeczności, a takim przecież jest Tokio. Tu nowoczesność na miarę science fiction łączy się z tradycją, nauka z przesądami, a samotność łatwo ukryć w tłumie kłębiącym się w metrze. Mamy tu hikikomori, mamy fanów karaoke i gier video, pijących nadmiernie salarymenów i obcokrajowców, którym mimo prób nie udaje się w pełni uchwycić tożsamości tego miasta.

Debiutant Bradley w tej pięknie napisanej książce niewidoczną nicią łączy ze sobą swoich bohaterów: uzależnionego od gier video salarymana, który marzy o miłości, opłakującego swoją zmarłą żonę taksówkarza, czy tatuażystę, któremu na plecach klientki co chwila pojawia się i znika kot… – wszyscy oni widzą tylko swój wycinek miasta, choć wydaje im się, że znają je jak własną kieszeń.

Elementem, który łączy te opowieści, nieuchwytnym, niepokojącym, wręcz bajkowym, jest kot, który jako jedyny zdaje się mieć właściwy stosunek do życia i przemijania. Czy obcokrajowiec może zrozumieć tożsamość tak złożoną i nieoczywistą jak ta tokijska? Bradleyowi na pewno udało się stworzyć przekonująca własną opowieść o tym mieście. Polecam nie tylko fanom Japonii i wszystkiego, co się z kulturą japońską łączy.
 

Kot w Tokio
 

Więcej artykułów znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.