Każdy sprzedawca w empik.com jest przedsiębiorcą. Wszystkie obowiązki związane z umową sprzedaży ciążą na sprzedawcy.
Masz już ten produkt? Dodaj go do Biblioteki i podziel się jej zawartością ze znajomymi.
Sprawdź jak złożyć zamówienie krok po kroku.
Możesz też zadzwonić pod numer +48 22 462 72 50 nasi konsultanci pomogą Ci złożyć zamówienie.
Na płycie można posłuchać m.in. utworów: "From The End Of The World", "Ticket To The Moon" czy "When Time Stood Still".
ID produktu: | 1001921994 |
Tytuł: | Time |
Wykonawca: | Electric Light Orchestra |
Dystrybutor: | Sony Music Entertainment |
Data premiery: | 2001-07-05 |
Rok nagrania: | 1981 |
Producent: | Sony Music Entertainment |
Nośnik: |
CD
|
Liczba nośników: | 1 |
Rodzaj opakowania: | Jewel Case |
Wymiary w opakowaniu [mm]: | 139 x 125 x 10 |
Indeks: | 62023801 |
Podziel się na Facebooku
Właśnie zrecenzowałem Time
Na płycie można posłuchać m.in. utworów: "From The End Of The World", "Ticket To The Moon" czy "When Time Stood Still".Pokaż szczegóły oceny
Najchętniej czytani
Wojciech Kapała
Mariusz Danielak
Kris
Piotr „Strzyż” Strzyżowski
Anorak
Naczelny
DDarek
Lorak
Roman Walczak
Michał "Telperion" Nowak
Artur Szarecki
Wojciech "Ajronek" Kozicki
Tarkus
Dobas
Paweł Horyszny
Polshaq
Łukasz Modrzejewski
exodus
Citizen Cain
Lothien
Ocena: 8++ Arcydzieło.
30.12.2013
Piotr „Strzyż” Strzyżowski (Recenzent)
Electric Light Orchestra ─ Time
Sylwester z ArtRockiem – odcinek V. Czyli coś miłego i niebanalnego do słuchania w ostatni wieczór roku.
Tej płyty miało nie być. Potężna trasa koncertowa promująca „Out Of The Blue” okazała się wykańczająca fizycznie, do tego Jeffa Lynne’a coraz bardziej kusiło poświęcenie się pracy wyłącznie producenta nagrań… Jeszcze był udany album „Discovery”, ciekawie żeniący beatlesowską melodykę z tanecznymi rytmami disco i nowoczesnym, mocno elektronicznym brzmieniem, jeszcze było kilka piosenek do filmu „Xanadu” (film był klapą, płyta z piosenkami wręcz przeciwnie) i… Lynne odłożył szyld ELO na półkę. Jak się okazało – nie na długo. Bo wytwórnia płytowa stwierdziła, że w myśl kontraktu Orkiestra jest jeszcze winna trzy premierowe płyty studyjne.
Sam Jeff Lynne nie lubi płyt ELO z lat 80. Jak sam mówi: powstały na zasadzie odrabiania pańszczyzny, na odczepnego, bez serca, bez uczucia. No cóż… akurat „Time” zdecydowanie nie brzmi jak płyta nagrana na siłę. Wręcz przeciwnie. Rozsmakowany w syntezatorach i nowoczesnej produkcji, Jeff Lynne stworzył jedno z arcydzieł lat 80. – iście futurystycznie brzmiący (acz nie wyrzekający się klasycznej, beatlesowskiej melodyki i nawiązań do ery rock’n’rolla) concept-album: historia człowieka, nagle przeniesionego z roku 1981 do 2095 i próbującego się jakoś odnaleźć w kompletnie sobie obcym świecie końca XXI wieku.
Już sam wstęp do tej płyty jest iście magiczny. Bogate, syntezatorowe brzmienia, powoli rozwijające się z wyciszenia, niby na klasycznych albumach Pink Floyd, przepuszczony przez vocoder głos… I bez żadnej przerwy zaczyna się „Twilight”. Bez przesady – jedna z najlepszych piosenek Lynne’a: bogato, wręcz symfonicznie rozsyntezatorowana, przy tym ładnie pobrzmiewająca subtelnymi echami Fab Four (ta wstawka You brought me here but can you take me back again, jakby wprost z „Rubber Soul”), fantastycznie brzmiąca (zwłaszcza z remasterowanego CD i na dobrym sprzęcie – gdy ta muzyka ma gdzie wybrzmieć, te plastyczne, bardzo naturalne, organiczne barwy i dźwiękowe płaszczyzny syntezatorów po prostu powalają). Wspaniały, porywający początek. A potem będzie równie pięknie. „Yours Truly 2095” opiera się na dośc prostym riffie syntezatora, zgrabnie napędzającym dynamiczną, mocno zelektronizowaną piosenkę (ze sporym wykorzystaniem vocodera). Jeff bawi się tu co nieco w proroka: androidalna towarzyszka głównego bohatera, oprócz wielu przydatnych opcji, może też służyć jako telefon – no cóż, biorąc pod uwagę, co potrafią obecne smartfony i różne zwariowane pomysły Japończykow, nie zdziwiłbym się, gdyby takowe urządzenie pojawiło się dużo, dużo wcześniej niż w 2095 (a pytanie Jeffa: czy to właśnie tego naprawdę chcecie? brzmi dziś bardzo na miejscu). Jeszcze bardziej profetycznie wypada klasyczna ballada „Ticket To The Moon” (pamiętam dobre stare lata 80., gdy wszystko było takie nieskomplikowane… - no cóż, w tym czasie mocarstwa nuklearne dość mocno brały się za łby i bardzo różnie mogło być; teraz, z perspektywy trzech dekad, widać, że Lynne miał jednak wiele racji). Zarazem to bardzo organicznie, naturalnie brzmiący utwór: z co nieco schowaną elektroniką, z ładnymi, nostalgicznymi orkiestracjami, podkreślającymi melancholijny nastrój tekstu, z wyeksponowanymi smykami… Równie ciepło i naturalnie wypada „The Way Life’s Meant To Be”. Pobrzmiewający cośkolwiek hiszpańsko, nie tylko za sprawą kastanietów urozmaicających wstęp, (zarazem z jedną z najładniejszych linijek, jakie wyszły spod pióra Jeffa: As I gaze around at these strangers in town I guess the only stranger is me…), z elektroniką zgrabnie uzupełniającą tło, nienachalną, z intrugującym, minorowo brzmiącym instrumentalnym rozwinięciem… Instrumentalne “Another Heart Breaks”, znów mocno zanurzone w syntezatorowych brzmieniach, chwilami wypada co nieco klaustrofobicznie: stały, niespieszny, zapętlony rytm i syntezator na pierwszym planie, intrygująco imitujący brzmienie gitary. I tak się kończy fantastyczna pierwsza połowa płyty. Absolutne mistrzostwo pod względem kreowania nastrojów.
Druga strona czarnej płyty może nie jest aż tak doskonała, za to jest chwilami równie piękna. W melancholijnym, niespiesznym, wzbogaconym dźwiękami deszczu (zgodnie z tytułem) „Rain Is Falling” Jeff Lynne pięknie pokazuje, dlaczego Elektryczną Orkiestrę Kameralną nazywano w latach 70. drugimi Beatlesami (zresztą sam Lennon tak mówił) – sposób prowadzenia melodii wyraźnie nawiązuje do tradycji Fab Four, a nastrój tego utworu co nieco przypomina „Across The Universe” (no i pamiętne „Concerto For A Rainy Day”), do tego bardzo fajnie uzupełniaj