Muzykę Enrico Pieranunziegio - zarówno tę graną w trio, jak i solo - najlepiej według mnie opisuje epitet "powściągliwy liryzm". Powściągliwy - bowiem Pieranunzi nie nadużywa ogranych chwytów i motywów, nie szuka na siłę ułatwień, a właściwie wprost przeciwnie - stara się stawiać swoim słuchaczom wysokie wymagania. Nie jest to muzyka, którą można włączyć i rozkoszować się nią, gdy szczytem jazzowego osłuchania są saksofonowe frazy Kenny G. Włoski pianista jest świadom drogi rozwoju muzyki w obszarze, w którym się porusza - zarówno doświadczeń klasycznych jazzmanów tak amerykańskich (Fats Waller, Bill Evans, Theolonious Monk) jak i europejskich (Martial Solal), jak i tych kojarzonych z estetyką ECM-u (Keith Jarrett), jak i awangardową (Cecil Taylor).
Świetnie słychać to w jego muzyce - zwłaszcza na ostatniej płycie. Zawiera ona zarówno kompozycje jak i improwizacje i słuchając tego nie potrafię do odróżnić gdzie zaczyna się jedno, a kończy drugie. Kompozycja jest tu zarówno źródłem, początkiem improwizacji, jak i jej wynikiem, gdy brak napisanego wcześniej tematu czy poukładanych akordów. Charakter jednak jest spójny - od początkowego chaosu, do uporządkowanej całości - i nie ma znaczenia to czy gramy zapisane wcześniej linie czy też chwytamy je z powietrza na bieżąco. I tu pojawia się drugi składnik epitetu - liryzm. Pieranunziemu - niczym w poezji Adamowi Zagajewskiemu - nie obce są ideały klasycznego piękna i harmonijnych wzorców. Potrafi jednak ukłuć z nich nową całość - nie cukierkową a jednak harmonijną, niebłahą a jednak melodyjną, nie szarpiącą nerwy a jednak zaskakującą dysonansem.
Znakomita płyta, którą można się rozkoszować przez długi czas - wciąż ją odkrywając na nowo.
ocen
Podziel się na Facebooku
Właśnie zrecenzowałem Wandering
Muzykę Enrico Pieranunziegio - zarówno tę graną w trio, jak i solo - najlepiej według mnie opisuje epitet "powściągliwy liryzm". Powściągliwy - bowiem Pieranunzi nie nadużywa ogranych chwytów i ...