Każdy sprzedawca w empik.com jest przedsiębiorcą. Wszystkie obowiązki związane z umową sprzedaży ciążą na sprzedawcy.
Masz już ten produkt? Dodaj go do Biblioteki i podziel się jej zawartością ze znajomymi.
Sprawdź jak złożyć zamówienie krok po kroku.
Możesz też zadzwonić pod numer +48 22 462 72 50 nasi konsultanci pomogą Ci złożyć zamówienie.
Ameryka dała światu wielu znakomitych gitarzystów i mnóstwo kapitalnych zespołów hardrockowych. Niektóre z nich, niesłusznie!, żyją w pamięci tylko pasjonatów gatunku. A z pewnością zasługują na to, by je lepiej poznać i rozkoszować się ich muzyką. Do takich należy choćby grupa Montrose, stworzona przez świetnego gitarzystę Ronniego Montrose'a.
Ronnie to znakomity muzyk, wcześniej współpracownik takich mistrzów, jak Van Morrison i Edgar Winter. W 1973 roku postanowił zacząć działać na własny rachunek. Stworzył zespół, któremu dał swoje nazwisko. W jego składzie znalazł się młodziutki i mało wówczas znany wokalista Sammy Hagar. Wydana w 1973 roku debiutancka płyta, "Montrose", może nie powaliła pod kątem wielkości sprzedaży, lecz z pewnością przyprawiła wielu o wytrzeszcz oczu z powodu zdumienia poziomem muzycznym.
Dziś krążek jest uznawany za jeden z kluczowych dla hard rocka i heavy metalu. Świetny głos Sammy'ego, genialna gra na gitarze Ronniego, a do tego rewelacyjna sekcja rytmiczna Bill Church / Denny Carmassi, zrobiła powalające wrażenie na krytykach. Numer "Space Station #5" po latach przerobili Iron Maiden. Debiut wyprodukował Ted Templeman, który później zasłynął jako producent… Van Halen, z którymi lata później związał się Sammy. Poziomu z pierwszego krążka nie udało się już Montrose powtórzyć.
Po drugim albumie "Paper Money" z 1974 roku odszedł Sammy Hagar, uznając, jak się okazało słusznie, że ten zespół już wiele nie zwojuje. Płyta jest poza tym mniej hardrockowa, więcej na niej delikatniejszego, popowego wręcz grania. Montrose na swoją dwójkę nagrali kilka coverów, w tym "Connection" The Rolling Stones. Hagara zastąpił Bob James i można go usłyszeć na trzecim wydawnictwie kapeli, "Warner Brothers Presents... Montrose!" z 1975 roku. Zwiastował on powrót do nieco mocniejszego grania, aczkolwiek nie brakowało tu lżejszych, akustycznych momentów. Ronnie przygotował także cover "Twenty Flight Rock" Eddiego Cochrana, który wyszedł naprawdę dobrze. Podobnie "O Lucky Man!" Alana Price'a.
Kolejny album z Bobem Jamesem na wokalu to "Jump On It" z 1976 roku, z prowokacyjną, jednoznacznie kojarzącą się seksualnie okładką, która w połączeniu z tytułem nie pozostawia wątpliwości co do tego, co twórca miał na myśli. Materiał, choć miał kilka dobrych momentów, przeszedł praktycznie niezauważony. Dwa lata później, w 1978 roku, Ronnie zaproponował kolejne wydawnictwo. Ukazało się ono sygnowane jego imieniem i nazwiskiem pod tytułem "Open Fire". Płytę wypełniła zupełnie inna, bardziej jazzowa, instrumentalna muzyka, wskazująca na fascynację Jeffem Beckiem i fusion. Sporo tu dźwięków akustycznych, subtelnych. Najważniejsi są jednak współpracownicy Ronniego, a jest wśród nich choćby Edgar Winter. Muzyka oczywiście nie miała szans na sukces komercyjny, lecz wzbudziła podziw tych, którzy cenią u twórców poszukiwania nowych dróg ekspresji, wyczucie stylu. Montrose dzięki tej płycie dostał zaproszenie na wspólne koncerty po Japonii od wielkiego jazzowego perkusisty Tony'ego Williamsa. Miał też okazję współpracować z legendarnym Billym Cobhamem. Niech to będzie najlepszą rekomendacją tego krążka.
ID produktu: | 1045552646 |
Tytuł: | Original Album Series: Montrose |
Seria: | Original Album Series |
Wykonawca: | Montrose |
Dystrybutor: | Warner Music Poland |
Data premiery: | 2011-10-17 |
Rok nagrania: | 2011 |
Producent: | Rhino Records Inc |
Nośnik: |
CD
|
Liczba nośników: | 5 |
Rodzaj opakowania: | Jewel Case |
Wymiary w opakowaniu [mm]: | 127 x 144 x 12 |
Indeks: | 10639887 |
Podziel się na Facebooku
Właśnie zrecenzowałem Original Album Series: Montrose
Ameryka dała światu wielu znakomitych gitarzystów i mnóstwo kapitalnych zespołów hardrockowych. Niektóre z nich, niesłusznie!, żyją w pamięci tylko pasjonatów gatunku. A z pewnością zasługują na to, ...