Piąty firmowany przez 4AD album ekscentrycznego pieśniarza Johna Darnielle'a, nagrywającego od 1991 roku pod kryptonimem The Mountain Goats, to - po wyciszonym, refleksyjnym "Get Lonely" (2006) - powrót do bardziej dramatycznego, miejscami wręcz rockowego grania.
Nieprawdopodobna płodność kompozytorska Darnielle'a, jego poetycki talent i zmysł obserwacji, zaowocowały w ciągu jego już ponad dziesięcioletniej działalności ponad 400 piosenkami, początkowo rejestrowanymi na wydawanych tylko na kasetach cyklach, czy hojnie dostarczanymi na różne kompilacje i samplery. Jednak podstawową dyskografię The Mountain Goats - bo pod taką nazwą Darnielle występuje z różnymi mniej lub bardziej stałymi współpracownikami od 1991 roku - tworzą albumy nagrywane dla londyńskiej wytwórni 4AD, która jako pierwsza doceniła nie tylko niebywały potencjał twórczy Darnielle'a, ale i jego silne duchowe pokrewieństwo z tradycją spod znaku Tima Buckleya, Chrisa Bella (Big Star), Dona McLeana i wielu innych, często już zapomnianych pieśniarzy - autorów z lat 60. i 70. Po znakomitych dwóch pierwszych płytach "Tallahassee" (2002) i "We Shall All Be Healed" (2004), wypełnionych różnymi dziwnymi - ale czerpanymi wprost z jego wędrownego, bardzo nieuporządkowanego życia - opowieściami o ludziach, miejscach, zwierzętach i klimatach, Darnielle na "The Sunset Tree" zebrał się na odwagę i z brutalną szczerością po raz pierwszy rozprawił się ze swoimi prywatnymi demonami. Po tak wyczerpujących egzorcyzmach naturalna wydawała się refleksyjność i wyciszenie przepięknego, godzącego go na powrót z życiem sequelu do mrocznego "The Sunset Tree" - "Get Lonely".
Ten osobisty rozdział został już jednak zamknięty i na "Heretic Pride" wokalista - w towarzystwie kilku swych stałych współpracowników (przede wszystkim basisty i multiinstrumentalisty Petera Hughesa, pianisty Franklina Bruno, wiolonczelisty Erika Friedlandera oraz perkusity i producenta Scotta Soltera) i kilku nowych - zabiera nas na "Heretic Pride" jakby w świat niskobudżetowych B-Movies z ich potworami, krwiożerczymi psycholami, fikcyjnymi sektami, miękkim porno i szpiegowskimi spiskami. Nade wszystkim góruje jednak intrygująca refleksja na temat współczesnej pop-kultury, która ubrana została w wyrafinowaną muzykę odwołującą się do wielu folk-rockowych, pop-rockowych i rockowych tradycji: od tak dawnych, jak album "John Wesley Harding" Boba Dylana, poprzez gotyckie wątki pojawiające się w twórczości Leonarda Cohena, aż po tak świeże, jak kameralistyka spod znaku Belle & Sebastian.
ocen
Podziel się na Facebooku
Właśnie zrecenzowałem Heretic Pride
Piąty firmowany przez 4AD album ekscentrycznego pieśniarza Johna Darnielle'a, nagrywającego od 1991 roku pod kryptonimem The Mountain Goats, to - po wyciszonym, refleksyjnym "Get Lonely" (2006) - ...