Zapewne niewiele dzieci zna dziś postać doktora Dolittle – bohatera cyklu książek Hugha Loftinga, jowialnego pana z brzuszkiem, z nieodłącznym cylindrem i laseczką. Ten opis oczywiście niezbyt pasuje do Eddiego Murphy’ego, który gra rolę doktora obleganego przez szukające pomocy zwierzęta. No, ale przecież twórcy nowej filmowej wersji zmienili nie tylko kolor skóry bohatera, lecz także miejsce akcji – z XIX-wiecznej Anglii na współczesne Stany Zjednoczone. Dr John Dolittle jest uznanym w środowisku lekarzem. Pewnego dnia jadąc samochodem potrąca psa i ze zdumieniem stwierdza, że rozumie jego mowę. Przypomina sobie, że w dzieciństwie potrafił rozmawiać ze zwierzętami. Dar ten zanikł, gdy John dorósł, by teraz niespodziewanie powrócić. Do niezwykłego doktora zaczynają ściągać tabuny czworonożnych pacjentów. Dolittle leczy cierpiącego na zawroty tygrysa, małpę-alkoholiczkę, pomaga też w rozwiązaniu problemów małżeńskich pary gołębi. Jego niezwykły dar wkrótce zaczyna kolidować z praktyką lekarską i John staje przed dylematem – lekarska kariera, czy mniej prestiżowa praca weterynarza. Eddie Murphy pozazdrościł chyba Jimowi Carrey’owi, który w filmie Ace Ventura – psi detektyw otoczony był gromadą zwierząt dużych i małych. Na planie Doktora Dolittle zgromadzono ponad sto rozmaitych zwierzaków. Chociaż wiele scen powstało przy pomocy animatronicznych modeli i efektów specjalnych, cała ta menażeria zdominowała i wręcz ukradła role aktorom, tworzącym tylko blade i nie absorbujące tło. Nawet Murphy nie przebił się ze swą błazenadą. Najzabawniejszą postacią w filmie jest niewątpliwie Rodney - świnka morska!
ocen
Podziel się na Facebooku
Właśnie zrecenzowałem Dr Dolittle
Zapewne niewiele dzieci zna dziś postać doktora Dolittle – bohatera cyklu książek Hugha Loftinga, jowialnego pana z brzuszkiem, z nieodłącznym cylindrem i laseczką. Ten opis oczywiście niezbyt ...