Zadebiutowała po pięćdziesiątce thrillerem „Za zamkniętymi drzwiami” i z miejsca podbiła listy bestsellerów na całym świecie. W „Na skraju załamania” jej mroczna strona ujawnia się po raz drugi, a B.A. Paris nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Mieszkająca we Francji Brytyjka opowiada Marcie Guzowskiej o przyjemności płynącej z pisania, inspiracjach i planach na przyszłość.

 

 „Za zamkniętymi drzwiami” narobiło sporo szumu na międzynarodowym rynku wydawniczym. Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem? Przypadek czy długo skrywane marzenie? Nie jest chyba łatwo debiutować w dojrzałym wieku.

Zawsze chciałam być pisarką, po prostu czekałam na właściwy moment, który nadszedł, kiedy moje dwie starsze córki wyprowadziły się z domu. Nagle okazało się, że mam sporo wolnego czasu. Zawsze przypuszczałam, że będę pisała książki dla dzieci, ale jedna z moich córek zachęciła mnie do wzięcia udziału w konkursie literackim ogłoszonym przez brytyjski tygodnik „The Sunday Times”. Powieść, którą wtedy napisałam, nie zdobyła co prawda nagrody, ale odkryłam, że pisanie jest dla mnie bardzo uzależniające.

Nie jestem pewna, czy późny debiut stanowi tak naprawdę poważny problem. Wszystko jest kwestią szczęścia, trzeba po prostu utrafić właściwą książką we właściwy moment. Kiedy rozsyłasz maszynopis po agencjach i wydawnictwach, nikt tam nie wie, w jakim wieku jesteś – no, chyba że sama się tym pochwalisz.

Zdecydowałaś się pisać pod pseudonimem. Dlaczego Twój wybór padł właśnie na B.A. Paris?

Zdecydowałam się na pseudonim, ponieważ z początku w ogóle nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, że zaczęłam pisać książki – chciałam uniknąć niepotrzebnej presji, nie byłam też pewna, czy jako pisarka osiągnę efekt, z którego będę zadowolona. Pseudonim pozwala też zdystansować się od gotowej książki, co jest szczególnie komfortowe, gdy zbliża się data jej wydania.

B i A to inicjały moich imion – Bernadette Ann, a Paris wybrałam aż z dwóch powodów. Po pierwsze, kiedy wyprowadziłam się z domu i wyjechałam do Francji, zamieszkałam właśnie w Paryżu – tam poznałam mojego męża i do szaleństwa zakochałam się w tym mieście. Po drugie, jako mała dziewczynka uczęszczałam na lekcje tańca do szkoły panny Paris – oczywiście nie było to jej prawdziwe nazwisko, ale brzmiało bardzo luksusowo, więc wybór był oczywisty!

Po wielkim sukcesie debiutu, druga książka musiała być dla ciebie wielkim wyzwaniem…

I rzeczywiście była. „Za zamkniętymi drzwiami” pisałam właściwie dla siebie, nie miałam przecież pewności, że ktoś w ogóle zdecyduje się ją wydać. „Na skraju załamania” pisałam już dla wszystkich tych czytelników, którzy pokochali moją pierwszą powieść, więc presja, żeby dostarczyć im lektury, która ich nie rozczaruje, była naprawdę ogromna. Miałam świadomość, że niektórzy tylko czekają, żeby powinęła mi się noga. Na szczęście dotarło do mnie sporo sygnałów, że „Na skraju załamania” podobało się nawet bardziej. Ale praca nad drugą powieścią to faktycznie droga przez mękę.

Twoje książki wpisują się w modny teraz gatunek domestic noir, który uprawiają głównie kobiety. Dlaczego zdecydowałaś się pisać o zbrodniach popełnianych w zaciszu domowego ogniska?

Domestic noir nie był moim świadomym wyborem – tak po prostu wyszło. Właściwie nie wiedziałam nic o tej odmianie thrillera, dopóki nie skończyłam pisać „Za zamkniętymi drzwiami”. To rzeczywiście wyjątkowo popularny gatunek, domyślam się, że dlatego, że kwestia przemocy domowej nie jest obca nikomu, niezależnie od płci. Nawet jeśli nie doświadczyliśmy jej osobiście, prawdopodobnie znamy kogoś, kto tkwi w nieszczęśliwym związku.
 

Niesamowicie budujesz napięcie – jesteś w tym prawdziwą mistrzynią. Przystępujesz do pracy nad książką ze starannym planem powieści czy też zaczynasz pisać i po prostu pozwalasz historii płynąć?

Nigdy nie planuję, ale zawsze wiem, jak zacznie się moja książka i jakie będzie jej zakończenie. Wszystko to, co pomiędzy, jest jedną wielką ekscytującą przygodą. Bywa, że moi bohaterowie wymykają się spod kontroli albo wręcz ją przejmują. Tak było z Jackiem z „Za zamkniętymi drzwiami”, nie miałam pojęcia, jak daleko jest w stanie się posunąć w swoim okrucieństwie. Moje córki były wstrząśnięte, szczególnie sceną z psem.

Skąd czerpiesz inspirację? Masz za sobą traumatyczne doświadczenia podobne do tych, które opisujesz w swoich powieściach? A może korzystasz z doświadczeń znajomych albo z informacji w prasie? A może to tylko wyobraźnia…?

Zwykle bazuję na czymś, co przydarzyło się komuś, kogo znam lub mnie samej. Pomysł na debiutancką książkę, „Za zamkniętymi drzwiami”, podsunęła mi przyjaciółka, a właściwie jej mąż, który lubił kontrolować ją na każdym kroku. Wydało mi się to doskonałym punktem wyjścia, ale nigdy nie sądziłam, że ta historia stanie się aż tak mroczna.

Z kolei powieści „Na skraju załamania” dała początek pewna rozterka. Gdy wieczorem jechałam do domu przez las, zaczęłam się zastanawiać, co bym zrobiła, gdybym zobaczyła samochód zaparkowany na poboczu. Czy zatrzymałabym się, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, czy po prostu pojechałabym dalej?

Gdybyś dostała do ręki kryminał bez okładki, byłabyś w stanie wydedukować z samej treści, jakiej płci jest autor książki? Czy widzisz różnicę pomiędzy tym, jak mężczyźni i kobiety planują zbrodnie, budują napięcie, pokazują ofiary i sprawców?

Doskonałe pytanie! Kiedyś odpowiedziałabym bez wahania, że jeśli opowieść jest bardzo klarowna i obrazowa, na pewno napisał ją mężczyzna, ale teraz wiem, że nie w tym rzecz. Jest sporo kobiet, które piszą niesamowicie sugestywne i dosadne książki. Niektórzy mężczyźni z kolei świetnie się bawią, pisząc w kobiecym stylu – co działa też w drugą stronę. W mojej trzeciej powieści główny bohater jest mężczyzną, bardzo mi się spodobała narracja pierwszoosobowa, którą zastosowałam – całkiem jakbym nim była.

Jak zmieniło się Twoje życie po fantastycznym sukcesie „Za zamkniętymi drzwiami”?

Moje życie niesamowicie się zmieniło! Najbardziej podoba mi się to, że wreszcie robię to, o czym zawsze marzyłam, czyli piszę książki. Po latach spędzonych w domu na opiece nad dziećmi i dbaniu o rodzinę wreszcie zaczęłam podróżować. To bardzo emocjonujące spotkać moich wydawców i czytelników z innych krajów.

Czytelnicy niecierpliwie czekają na Twoją trzecią powieść. Zdradzisz o czym będzie opowiadać?

„Bring Me Back” to historia Finna, którego dziewczyna pewnej nocy znika bez śladu, podczas ich pobytu we Francji. Dwanaście lat później okazuje się, że kobieta być może żyje. Finn musi stawić czoła przeszłości, która wyciąga w jego stronę swoje śliskie macki…