Meloman-laryngolog

Żył nawet rok krócej od Chopina i podobnie jak on odznaczał się unikatowym, samorodnym talentem, który zagwarantował mu miejsce wśród nielicznego grona polskich kompozytorów, którzy odcisnęli piętno na światowej muzyce. Krzysztof „Komeda” Trzciński przyszedł na świat 27 kwietnia 1931 roku w Poznaniu. Gry na fortepianie uczył się już od czwartego roku życia, jednak wojna znacznie utrudniła to zadanie. Później wrócił do państwowej szkoły muzycznej, ale za namową matki wybrał studia medyczne o specjalizacji laryngologicznej, chcąc później kształcić się w kierunku foniatrii. Fascynacja sztuką, która w latach licealnych poszła w stronę muzyki tanecznej i rozrywkowej, ewoluując następnie w stronę jazzu, zwyciężyła - Komeda-Trzciński (pseudonim, który przybrał tuż po studiach) porzucił pracę w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 2 w Poznaniu i skupił się na komponowaniu. W 1956 roku powstał słynny Komeda Sekstet, pierwsza w Polsce formacja jazzową grającą muzykę nowoczesną. Jeszcze w tym samym roku Komeda, Jerzy Milian, Stanisław Pludra, Józef Stolarz, Jan Wróblewski, Jan Zylber wystąpili na słynnym dzisiaj 1. Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie, odnosząc tam ogromny sukces.

 

Polska szkoła jazzu

Cechowała go wręcz nadludzka ilość energii i pracowitość, dzięki której był w stanie zaangażować się w rozliczne projekty, takie jak: Jazz Believers, Trio, Kwintet i Kwartet, współpraca z kabaretem Tingel-Tangel, w ramach których współpracował między innymi z Tomaszem Stańko, Michałem Urbaniakiem czy Szwedem Rune Carlssonem. Dzięki tej aktywności kształtował kultową dzisiaj polską szkołę jazzu, chociaż, co przeczytać można w każdym chyba opracowaniu na temat Komedy, nie był wybitnym pianistą. Co, jak wiemy, nie przeszkodziło mu w stworzeniu uznawanej za jedno z największych dokonań rodzimego jazzu płyty  „Astigmatic” z 1966 roku. Brytyjski krytyk muzyczny, Stuart Nicholson, określił ją mianem „symbolicznego odejścia od dominującego, amerykańskiego podejścia i zwrotu w kierunku specyficznej, europejskiej estetyki”.
 

Winyloteka: Krzysztof Komeda - Komeda Krzysztof

 

Szafa, nóż i Polański

W masowej wyobraźni - i to nie tylko w Polsce, ale przede wszystkim na świecie - Komeda zaistniał dzięki współpracy z Romanem Polańskim. Dokładniej zaś ujmując, Komedzie i Polańskiemu udało się na Zachodzie zaistnieć razem, bo to Trzciński skomponował muzykę do jednej ze studenckich etiud reżysera, „Dwaj ludzie z szafą”, za którą Polański nagrodzony został między innymi brązowym medalem na Wystawie Światowej w Brukseli w 1958 roku (tej samej, na której potrzeby w belgijskiej stolicy powstało słynne dziś Atomium) i dzięki temu dostrzeżony jako młody, obiecujący twórca. Później były jeszcze „Gdy spadają anioły”, „Łańcuch” oraz „Gruby i chudy”. Kolejny przełom nastąpił w 1961 roku, wraz z premierą „Noża w wodzie”, który otrzymał nagrodę krytyków na Festiwalu w Wenecji oraz nominację do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Był to zwrot w karierze Polańskiego, który, potępiony przez polskie władze za swoją przejmującą psychodramę z Leonem Niemczykiem, Jolantą Umecką i Zygmuntem Malanowiczem w rolach głównych, uznawaną dzisiaj za jeden z najlepszych filmów w historii polskiej kinematografii, wyemigrował do Francji, następnie zaś do Stanów.

 

Kołysanka z Mią Farrow

Tymczasem Komeda komponował dalej, pracując z całą plejadą polskich reżyserów - z Andrzejem Wajdą (przy „Niewinnych czarodziejach”), z Andrzejem Kondriatiukiem (m.in. dokument „Kon-Tiki”, „Monolog trębacza” i dwóch sezonach „Profesora Tutki”), Januszem Morgensternem (m.in. „Do widzenia, do jutra”, „Ambulans”, „Jutro premiera”) czy Jerzym Skolimowskim („Start”, „Ręce do góry”). Po „Ssakach” z 1962 nastąpiła dłuższa przerwa we współpracy z Polańskim, nie licząc kilku pomniejszych, głównie międzynarodowych projektów. Ich drogi zeszły się na dłużej w 1967 roku, kiedy to Komeda stworzył muzykę do „Nieustraszonych pogromców wampirów” oraz „Dziecka Rosemary”, jednego z najważniejszych filmów w dorobku reżysera. Skomponowana przez Trzcińskiego „Kołysanka Rosemary”, śpiewana przez Mię Farrow, do dziś stanowi jeden z najbardziej przejmujących i znaczących utworów w historii kinematografii.

Śmierć w Los Angeles

Komeda przebywał w Los Angeles od stycznia 1968 roku, pracując nad muzyką do „Dziecka Rosemary” i „The Riot”. W październiku tego roku, spacerując wraz z Markiem Hłasko w okolicy wynajmowanego w Beverly Hills domu, spadł z kilkumetrowej skarpy. Relacje co do tego, co tak naprawdę się wydarzyło, do dziś są różne. „Świętowali sukces. Krzysio ukończył muzykę do kolejnego filmu. Siedzieli, pili, rozmawiali. W kilka osób. Późną nocą Krzysztof z Markiem Hłaską, z którym bardzo się zaprzyjaźnił, poszli na spacer. Ot tak, po okolicy. Coś tam się porobiło. Wybuchła kłótnia czy też żartobliwie się poprzepychali i Krzysio spadł z kilkumetrowej skarpy” - wspominał po latach w książce „Kumpel. O Komedzie, Zośce i innych” Tomasz Lach, pasierb Komedy, wówczas licealista. „Do szpitala został zawieziony wezwaną przez Hłaskę karetką. Zrobiono opatrunek i przeprowadzono badania. Rano wrócił do domu i przez następny miesiąc nic się nie działo. Potem kilka tygodni czuł się coraz gorzej i nagle stracił przytomność. Krwiak!”. Zofia Komedowa, żona kompozytora, dotarła do Los Angeles w rekordowym na ówczesne warunki czasie, czuwając przy jego szpitalnym łóżku przez kolejne tygodnie. Przewieziony do Polski 18 kwietnia w stanie terminalnym, zmarł pięć dni później.

 

50 lat później…

Sama śmierć Komedy do dzisiaj jawi się jako dość tajemnicza, szczególnie mając na uwadze lekceważenie objawów krwiaka, które on sam, jako lekarz, musiał przecież zauważyć. „Ta historia wciąż zadziwia swoją nielogicznością. Trudno zrozumieć samego Komedę, który, choć ukończył medycynę, ignorował narastające objawy choroby” - mówił w 2012 roku w rozmowie z Polskim Radiem Lach. „Zagadką jest też nieudolność najlepszych amerykańskich lekarzy. Niemal do końca leczyli go oni na domniemaną grypę...”. Wiadomo, że po wyjeździe do Los Angeles kompozytor wsiąkł w tamtejsze towarzystwo artystyczne, składające się również z licznych polskich emigrantów; wdał się też w romans z aktorką Elaną Eden, dla której planował podobno porzucić żonę i osiąść w USA na stałe. Pół wieku później przejmujący, napisany z detektywistyczną niemal precyzją i pełen wspomnień kolegów i koleżanek z tego samego środowiska, stworzyła Magdalena Grzebałkowska w wydanej w ubiegłym roku biografii „Komeda. Osobiste życie jazzu”. UNESCO ogłosiło 2019 Rokiem Komedy, a do sprzedaży trafiły dwa wyjątkowe wydawnictwa: współczesną interpretację jego kompozycji w wykonaniu i aranżacji polskiego saksofonisty jazzowego Adama Pierończyka pt. „Komeda: The Innocent Sorcerer” oraz „Komeda Ahead” braci Marcina i Bartłomieja Oleś i Christophera Della na płycie winylowej.