„Polska odwraca oczy”, „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?”, „Z nienawiści do kobiet” – to książki, których nie da się zapomnieć: dotykają, wskazują to, na co boimy się spojrzeć. Reportaże Justyny Kopińskiej przyniosły jej uznanie czytelników i krytyków, w tym nagrody – jako pierwsza Polka otrzymała European Press Prize.

 

Wywiad z Justyną Kopińską

Katarzyna Kazimierowska: Dlaczego rasowa reporterka decyduje się na fabułę?

Justyna Kopińska: - Cztery lata temu postanowiłam, że po trzech książkach reporterskich wydam tym razem beletrystykę. Ale mechanizmy, które opisuję w „Obłędzie” są prawdziwe. Dotyczy to opisywanych przeze mnie kar, jakim poddaje się pacjentów szpitala psychiatrycznego. Postacie są fikcyjne. Dlatego nazywam „Obłęd” reportażem fabularyzowanym.

 

„Obłęd” opowiada historię młodego dziennikarza Adama, który, chcąc udowodnić łamanie praw pacjentów w jednym ze szpitali psychiatrycznych – decyduje się w nim dobrowolnie zamknąć. Z dramatycznym skutkiem. Czemu nie zdecydowałaś się na reportaż?

- W swojej pierwszej reporterskiej książce pt. „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie” musiałam się bardzo kontrolować przy każdym zdaniu - zarówno pod względem prawnym jak i etycznym - żeby nikogo nie urazić. Dzieci z sierocińca, znajdującego się pod opieką sióstr, zostały tak masakrycznie skrzywdzone, że nie wyobrażałam sobie dodawać im jeszcze bólu. I chciałam, żeby po tej książce wszyscy stanęli w ich obronie. A rzeczywistość nie jest czarno-biała. Wiedziałam, z maili od czytelników, że w szpitalach psychiatrycznych są lekarze, którzy znęcają się nad pacjentami, ale także pacjenci różnie się zachowują. A czasem obłęd dotyka nie tylko osób, które mają władzę, ale też tych badających temat. Wiedziałam, że naświetlenie tej sytuacji jest ważne, ale czułam, że nie dam rady opisać jej w reportażu, jeśli nie chcę nikogo skrzywdzić.


„Obłęd”

Nie boisz się, że historia, którą opisujesz w książce „Obłęd”, nie zostanie potraktowana poważnie przez czytelników, właśnie dlatego że to fikcja?

- Zupełnie się nie boję, a to dzięki moim czytelnikom, o których mówię, że są najlepsi na świecie. Gdy trzy miesiące temu moja książka weszła do przedsprzedaży, już pierwszego dnia znalazła się na liście bestsellerów w kategorii literatury pięknej i utrzymywała na niej przez cały ten czas, nie będąc w ogóle dostępna w księgarni. To pokazuje, że moi czytelnicy są związani z tą wizją Polski i świata, jaką reprezentuję. Po przeczytaniu „Obłęd” piszą mi to w mailach, że fikcja może być bardziej obiektywna niż prawda.

 

Od dawna fascynuje cię zło absolutne. Jaką twarz ma ono w „Obłędzie”? Czy to twarz doktor Alicji, która niszczy swoich pacjentów, czy może ideologii, która stoi za jej działaniami?

- Gdy wysłałam tę książkę do swoich autorytetów, jedna z tych osób mi powiedziała, że na każdej stronie odnajdywała się w postaci doktor Alicji. I trochę mi o to chodziło.

 

Jak to?

- Ludzie w Polsce utożsamiają zło z wyglądem przestępcy, najczęściej gwałcicielem z blizną na twarzy. A zło często bywa czarujące i bardzo inteligentne. Gdy spotykałam się z mordercami w więzieniach, często mieli oni piękną twarz i byli niezwykle ujmujący. Dlatego chciałam zburzyć ten fałszywy stereotypowy wizerunek kogoś, kto jest zły. Ludziom wydaje się, że można mieć zło wypisane na twarzy. Pamiętam zdziwienie wielu osób, gdy mówiłam im, że siostra Bernadetta jest piękną kobietą. Utożsamili ją z wizerunkiem, jaki na okładce mojej książki narysowała artystka Anna Reinert. Anna mówiła, że chciała przedstawić siostrę dyrektor tak jak widziały ją dzieci. To się wielu nie mieści w głowie, że osoba, która znęcała się nad dziećmi fizycznie i psychicznie, pomagała w gwałtach, może mieć piękną twarz i być ładna kobietą.


„Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie”

No tak, z góry zakładamy, że zło musi iść w parze z przeciętnością, brzydotą, prostactwem i głupotą.

- Więcej, jesteśmy przekonani, że zło dotyczy także grupy politycznej, do której nie należymy, dotyczy osób o poglądach, których my nie wyznajemy. To jest dla ludzi wręcz oczywiste, także wśród elity warszawskiej.

 

W książce sugerujesz, że za każdym złym człowiekiem stoi skrzywdzone dziecko. Tak jest w przypadku doktor Alicji.

- Próbowałam połączyć dwie wykluczające się pozornie wizje: według pierwszej zło bierze się z genów, według drugiej - z wychowania. Moim zdaniem jest trochę tak i trochę tak. To, że komuś brakuje empatii nie oznacza, że wyrośnie na człowieka który znęca się nad innymi. Czasami takie osoby bywają dobrymi szefami. Musi się to połączyć z traumą z dzieciństwa, by ta osoba jednak pragnęła cierpienia innych ludzi.

 

Kolejne oddziały psychiatryczne są w Polsce zamykane, a z drugiej strony okazuje się, że działające placówki nie są odpowiednio kontrolowane. Dlaczego tak się dzieje?

- Składa się na to wiele czynników. Spójrzmy na wysokość zarobków lekarzy w szpitalach państwowych. Są niskie, nic dziwnego, że wolą oni otworzyć prywatną praktykę niż pracować w publicznej służbie zdrowia. A jeśli na pracę w takiej placówce decyduje się jednak ktoś ze świetnym wykształceniem, kto skończył studia zagranicą jak książkowa doktor Alicja, to władze szpitala zakładają, że wszystko będzie dobrze i jeszcze cieszą się, że taka osoba kieruje oddziałem, ma kontakty. Bo też o to tu chodzi, że w Polsce bardzo patrzymy na kontakty, na to, kto się z kim przyjaźni, to wręcz patologiczne, ile od tych kontaktów zależy. I to dotyczy zwłaszcza kobiet, to one otaczają się wpływowymi przyjaciółmi, często z samych szczytów władzy, którzy w trudnej sytuacji staną za nimi murem. Gdy dochodzi do tragedii, policja czy prokuratura spotyka się z ogromnym naciskiem z góry, by umorzyć śledztwo nad taką sprawą.


„Polska odwraca oczy”

Instytucje totalne, jak więzienie, dom dziecka, szpital, nadal takimi są. Pokazujesz, że słusznie nie darzymy ich zaufaniem, obawiamy się ich.

- I to się nie zmienia. Dawniej jeszcze wierzyliśmy, że instytucje prowadzone przez duchownych są bezpieczne, ale widzę, że to się zmieniło po moim reportażu „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie”, że już tak nie myślimy. Ale przyznaję, że są szpitale psychiatryczne, gdzie pomoc jest wspaniała, a lekarze kompetentni. Dużo rzeczy działa, dopóki do takiej instytucji nie trafi jednostka zła, psychopatyczna, która ma narzędzia i zdolność by niszczyć innych. Jeśli zawodzi zewnętrzny system kontroli, to może ona to robić przez lata i są małe szanse, że ktoś się zainteresuje. I dla mnie to jest przerażające.

 

„Obłęd” nie daje nadziei. Gdy ktoś wpadnie w ręce takiej osoby, to nie ma dla niego ratunku.

- Dlatego to ogromnie ważne, żeby sprawdzać, kto pracuje w danej placówce medycznej, czy te osoby są empatyczne i przyjazne. Podobnie, gdy sami jesteśmy leczeni, zawsze zasięgnijmy drugiej opinii lekarskiej. Często spotkam się z tym, że lekarze mylą się w sprawach onkologicznych. Dlatego nie warto zamykać się w swojej bańce informacyjnej, czy tylko w swojej grupie społecznej, bo  odbieramy sobie szansę na wiedzę. Ostatnie zdanie z książki brzmi: „Gdy stracił bezpowrotnie część siebie, poczuł się spokojny i bezpieczny”. Myślę, że dla ludzi ważniejszy jest spokój i bezpieczeństwo niż wolność.

 

Bierzesz na warsztat trudne historie, często bolesne. Jak sobie radzisz z emocjami i ze stresem, jak udaje ci się zachować obiektywny osąd?

- Wiem, że z wyglądu wydaję się dosyć krucha i delikatna, ale jestem bardzo silna psychicznie i poukładana zawodowo. Mam też swoją metodologię, dlatego czasem na jedno zdanie w książce przypada sto a czasem tysiąc stron udokumentowanego materiału. Miałam ostatnio nawet takie obawy, co będzie, jeśli pozytywny bohater jednego z moich reportaży zmieni się. Posprawdzałam wszystko jeszcze raz i uznałam, że mam tę historię rzetelnie udokumentowaną. I nawet, gdyby ten ktoś się zmienił, to teksty, który napisałam, są w stu procentach prawdziwe. Poza tym otrzymuję tyle wsparcia od czytelników, tyle wzmocnienia, że daje mi to mnóstwo sił do pracy. Przy tej książce spędziłam mnóstwo czasu nie na dopisywaniu, ale na wycinaniu całych fragmentów tekstu. W efekcie ta książka jest bardzo lakoniczna, ale myślę, że tylko tak można pisać o złu, przy jak najmniejszej ilości słów.

Autor zdjęcia okładkowego: Zuza Krajewska/mat. wydawnictwa