John Hughes, kreator masowej wyobraźni

O fenomenie „Kevina samego w domu” nie sposób mówić bez powiedzenia o Johnie Hughesie, scenarzyście, producencie i okazjonalnym reżyserze, który zapisał się w historii kina jako niemalże samodzielny twórca kanonu filmów z gatunku „coming of age” i komedii dla i o nastolatkach. Sam sub-gatunek coming of age skupia się na transformacji bohatera/bohaterów z wieku nastoletniego do dorosłego poprzez przełomowe wydarzenia w jego/ich życiu. Napisane przez Hughesa „16 świeczek”, „Wolny dzień pana Ferrisa Buellera”, „Dziewczyna w różowej sukience” oraz „Klub Winowajców” to absolutne klasyki gatunku, pozostające do dziś punktem odniesienia dla większości tego typu produkcji.

Twórcy „Sex Education”, jednego z najbardziej popularnych seriali Netfliksa, cały nastrój wizualny, kostiumy i wnętrza produkcji nazywają wręcz „listem miłosnym do Johna Hughesa”, co widać w odniesieniach do mody i klimatu lat 80. Siła opowieści snutych przez tego twórcę płynęła z jego świetnego zmysłu obserwacji: większość scenariuszy powstała na podstawie codziennych spostrzeżeń, które Hughes sprawnie rozwijał w fascynujące kinowe historie. Nie inaczej było z „Kevinem”, na którego fabułę pomysł pojawił się podczas pakowania na wakacje.

„Sporządziłem listę wszystkiego, czego potrzebuję w podróży, czego nie mogę zapomnieć. Pomyślałem wtedy, że byłoby kiepsko, gdybym zapominał zabrać swoje dzieciaki” - wspominał w rozmowie z „Time Magazine”. „Zacząłem się więc zastanawiać, co zrobiłby mój 10-letni syn, gdyby został w domu sam na święta?”.

Hughes zrobił sobie więc przerwę w pakowaniu i stworzył osiem stron notatek, które posłużyły później jako mapa drogowa dla całego scenariusza jednego z najpopularniejszych świątecznych filmów w historii.

Kevin sam w domu (DVD) Reżyser:	 Columbus Chris

Długa droga Kevina

I chociaż Hughes był wówczas uznanym scenarzystą, którego filmy przyniosły studiom filmowym zyski liczone w setkach milionów dolarów, realizację „Kevina samego w domu” poprzedziła istna batalia. Jak to możliwe, że hollywoodzcy producenci nie dostrzegali potencjału opowieści o zapomnianym przez rodziców 8-latku, rozprawiającym się z włamywaczami szeregiem domowych sposobów? Z dość prozaicznego powodu: kino lat 80. i 70., nie mówiąc nawet o wcześniejszych dekadach, nie było nastawione na młodego widza; nie było też wielu przykładów box-office’owych gigantycznych sukcesów filmów skierowanych do dzieci i młodzieży oraz o nich traktujących.

Budżet „Kevina samego w domu” opiewał na prawie 15 milionów dolarów, sumę oscylującą wówczas w dolnych granicach budżetów „typowych” amerykańskich kinowych hitów - Warner Bros., który początkowo podjął się realizacji projektu, nie chciał jednak przeznaczyć nawet i takiej kwoty, oferując „tylko” 10 milionów. Kiedy Hughes i producent wykonawczy, Scott Rosenfelt, zaczęli negocjować, studio całkowicie wycofało się z projektu, a na scenę wkroczył 20th Century FOX, którego szefowie byli „bardziej, niż szczęśliwi”, mogąc przejąć scenariusz - i zrealizować go według większego budżetu. Była to odważna jak na tamte czasy decyzja, motywowana jednak szerszymi analizami rynku: pokolenie tzw. baby-boomers, czyli osób urodzonych po II wojnie światowej, dało się poznać jako gotowe na wiele poświęceń dla swoich dzieci oraz chętne do zapewnienia im każdej dostępnej rozrywki i możliwej przyjemności.

Fakt ten stał się później podstawą dla szerszej zmiany w popkulturze, która od lat 90. zaczęła gremialnie skupiać się na potrzebach dzieci i nastolatków - najpierw jednak spowodował, iż „Kevin sam w domu” w samych tylko Stanach Zjednoczonych zarobił dla FOX-a ponad 285 milionów dolarów oraz kolejnych prawie 200 milionów na całym świecie.

Kevin sam w Nowym Jorku (DVD) Reżyser:	 Columbus Chris

Boże Narodzenie bez „Kevina” nie istnieje!

Tak ogromny sukces sprawił, iż dwa lata później w kinach pojawił się „Kevin sam w Nowym Jorku”, reżyserowany ponownie przez Chrisa Columbusa i napisany przez Hughesa. Dalsze części, bez Hughesa i Culkina, były cieniem tak popularności, jak i poziomu dwóch pierwszych części, wpisując się w kanon średnich i mocno średnich świątecznych filmów. „Kevin sam w domu” stał się międzynarodowym hitem, ale w sercu Polaków zajmuje miejsce wyjątkowe: jak powszechnie wiadomo, jeżeli nie ma „Kevina”, to nie ma świąt; a bożonarodzeniowe, rodzinne seanse stały się już naszym swoistym rytuałem.

Chcąc szukać powodów tak gigantycznego sukcesu i wciąż niesłabnącej popularności produkcji, wskazać można kombinację klasycznych dla takich komedii elementów, niezwykle zgrabnie połączonych w świetnie z(a)graną całość. Kevin natychmiast stał się bohaterem dzieciaków na całym świecie: uroczy i wiarygodny w swoim pragnieniu bycia zauważonym przez rodziców, dzielnie stawia czoła włamywaczom; nie płacze, nie boi się, ale zachowując zimną krew obmyśla widowiskowe sposoby na odparcie ataku. Sami napastnicy są groźni, ale nie za bardzo, nie mogą przecież zrobić realnej krzywdy 8-latkowi: Marv i Harry są nieporadni i gapowaci, chociaż bez wątpienia również skupieni na obranym celu.

Cała historia, ubarwiona fantazyjnymi pułapkami, zwrotami akcji i komediowymi bon-motami, ma oczywiście pozytywne zakończenie, wpisujące się gładko w ducha Bożego Narodzenia. To wszystko, okraszone doskonałą ścieżką dźwiękową sprawiło, iż „Kevin sam w domu” to film o cechach „dla każdego coś miłego”, dający rozrywkę kilku zgromadzonym w świąteczne popołudnie przed telewizorem, pokoleniom.

Macaulay Culkin, czyli ciężkie życie dziecięcej gwiazdy

Lwią częścią sukcesu „Kevina” jest rzecz jasna jego obsada: Joe Pesci i Daniel Stern w roli Harry’ego i Marva, niezbyt rozgarniętych, ale upartych włamywaczy oraz Macaulay Culkin jako tytułowy bohater, czyli rezolutny i niezwykle pomysłowy dzieciak. W momencie rozpoczęcia filmowania Culikn był jeszcze przed 10. urodzinami, ale miał już na swoim koncie kilka ról, w tym w „Do zobaczenia rano” u boku Jeffa Bridgesa oraz w „Wujaszku Bucku” z Johnem Candym i w reżyserii Hughesa. Zadowolony ze współpracy z młodym aktorem scenarzysta od razu polecił go castingowcom i nie pomylił się ani o milimetr: Macaulay pokonał podczas przesłuchań ponad dwustu kandydatów, rozkochał w sobie miliony widzów, a za występ w „Kevinie samym w domu” nagrodzony został American Comedy Award; był też nominowany do Złotego Globu.

Produkcja ta katapultowała go do ogromnej międzynarodowej sławy: wystąpił m.in. w równie dobrze przyjętej „Mojej dziewczynie” i „Richiem milionerze”, jednak na aktorską emeryturę przeszedł w wieku… 14 lat. Zmęczony sławą, ciągłą uwagą i zwyczajnie przepracowany (zagrał w 15 filmach w ciągu zaledwie 7 lat !), pragnął normalnego życia, co, rzecz jasna, było już na tym etapie popularności niemożliwe. Zaczął naukę w prywatnej szkole na nowojorskim Manhattanie i, jak wspominał w wywiadzie udzielonym „Time’owi” w 2001 roku, był absolutnie przekonany, że do aktorstwa nie wróci: „Kiedy przestałem grać, myślałem, że mam to za sobą i już nigdy, przenigdy nie zagram” - wspomina. „Miałem nadzieję po prostu zniknąć z powierzchni ziemi. Kilka lat zajęło mi dojście do wniosku, że od bycia aktorem nie ma odwrotu”.

Utalentowani panowie Culkin

Culkin nieśmiało wracał do grania: na początku lat dwutysięcznych pojawiał się na Broadwayu, występował też w niszowych produkcjach filmowych i powołał do życia rockowo-komediowy zespół The Pizza Underground, którego był wokalistą. Po latach życia na uboczu show biznesu i odpierania plotek o kiepskim stanie psychicznym oraz uzależnieniu od narkotyków (w 2004 roku został aresztowany w związku z posiadaniem niewielkiej ilości marihuany i środków nasennych) wraca do głównego nurtu już na własnych zasadach. Dzisiaj realizuje się jako publicysta w założonym przez siebie satyrycznym portalu The Bunny Ears, a jego występ w najnowszym sezonie „American Horror Story” spotkała się z uznaniem tak fanów, jak i krytyków.

Dobrze radzi sobie również młodszy brat Macaulaya, Kieran Culkin, który, o czym mało kto pamięta, debiutował u jego boku w „Kevinie samym w domu” jako Fuller McCallister; wystąpił też w sequelu. Obecnie Kieran zbiera doskonałe recenzje za portretowanie Romana Roya w serialu HBO „Sukcesja”, określanym mianem jednej z najlepszych produkcji ostatnich lat, nagrodzonej m.in. Złotymi Globami, nagrodami Emmy oraz BAFTA. Sam Kieran nominowany był do dwóch pierwszych statuetek w kategoriach dla aktorów drugoplanowych. Culkinowie to zresztą wyjątkowo artystyczna rodzina: imponującą filmografię ma też na swoim koncie 32-letni dzisiaj Rory Culkin, który debiutował w „Richiem milionerze”, później wystąpił zaś m.in. w „Krzyku 4”, „Możesz na mnie liczyć”, czy, ostatnio, serialu Netfliksa „Halston”.

Kiedy skończy się popularność Kevina?

„Kevin sam w domu” i „Kevin sam w Nowym Jorku” to pełnokrwisty kulturowy fenomen, który towarzyszyć będzie zapewne jeszcze naszym dzieciom i wnukom - szczególnie, że do kin trafił właśnie remake pierwszej części, pt. „Nareszcie sam w domu”. Mało rozgarniętych włamywaczy zastępuje zdesperowane małżeństwo w kłopotach finansowych, próbujące obrabować dom rodziny Mercerów. Posiadłości broni 10-letni Max, pozostawiony przez rodziców, którzy zapomnieli zabrać go ze sobą i resztą rodzeństwa do Tokio.

I chociaż produkcja ta nie ma szans pobić rekordów popularności oryginalnej wersji i zagościć w sercach fanów równie mocno, to z pewnością zachęci kolejne pokolenia do zapoznania się z pierwowzorem Maxa, czyli Kevinem McAllisterem, który, mimo upływu lat, wciąż pozostaje zaskakująco bliski.

Sam Culkin, który w sierpniu 2020 roku skończył 40 lat, w dniu swoich urodzin umieścił w sieci tweeta o treści:

„Hej, chcecie poczuć się staro? Mam 40 lat. Nie ma za co!”.

Wpis ten stał się najpopularniejszym w historii Twittera.

Więcej artykułów o filmach i serialach znajdziesz w magazynie online Empik Pasje w dziale Oglądam.

Zdjęcie okładkowe: okładka DVD filmu „Kevin sam w domu”.